— O! co się tego tycze, mamo Baudu, ja ciągle o tém myślę...
— Powinienbyś brać przykład ze swego brata.
— Basta!... rozumiem.. — rzekł Ryszard żywo, z widoczną obawą. — Natychmiast zaspokoję, skoro tylko odbiorę pensyę... wydatki...
— Niedługo odbierzesz... — rzekł Wiktor.
— A tymczasem idź się przespać, — rzekła gospodyni, albo zabronię ci słowo przemówić do mojéj córki...
Wirginia siedząc przy kuchni i gorączkowo obierając rzepę, cierpiała straszliwie.
Powtarzamy iż kochała Ryszarda, który był zresztą ładnym chłopcem i drzała z obawy, aby prowadzenie się młodzieńca nie stało na przeszkodzie małżeństwu, o którem marzyła.
— Nie mówić więcéj z Wirginią! — zawołał robotnik. — A! mamo Bandu, żartujesz chyba!... Ty wiesz, że ja ją ubóstwiam...
— Dowiedź, że tego swojem prowadzeniem...
— No, zgoda... ja się ustatkuję... tylko mi pozwól powiedziéć jéj...
I chciał podstąpić ku dziewczęciu.
Wiktor zatrzymał go gestem.
— Powiesz jéj to późniéj... jak będziesz na czczo... — Pójdź ze mną...
Wziął go pod rękę.
Tym razem Ryszard udał się za nim bez oporu, tylko, zanim doszedł do drzwi, wykręcił się dwa czy
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/157
Ta strona została przepisana.