— A billans?
— Gotów... — Jeżeli pan chce to od jednego rzutu oka może sobie zdać sprawę ze swego położenia.
— Swego położenia... — powtórzył inżenier z goryczą, — nie musi ono obecnie być świetném.
Mariet w milczeniu spuścił głowę.
Milczenie jego było bardzo wymowne.
— Przynieś mi rachunki... — rzekł Paskal po chwili.
Mariet wyszedł.
Podczas gdy przedsiębiorca czekał na jego powrót, wyraz jego twarzy stawał się coraz więcéj ponurym.
Kassjer powrócił i rozłożył na biurze, przed swym zwierzchnikiem, kilka dużych arkuszy pokrytych pismem i cyframi.
Było-to zebranie inwentarza i billans kassowy.
Lantier rzucił okiem na jeden z tych arkuszy, i z bladego, stał się zielonym.
— Nie myliłem się... — szepnął. — W obecnej chwili brak mi miliona dziewięciu kroć stu tysięcy franków.
— Giełda była dla pana fatalną — rzekł kassjer bojaźliwie.
— Czyż mogłem się spodziewać tak uporczywego niepowodzenia?