córki, panny Honoryny, skorzysta on ściśle ze swego, prawa.
— Powiadają, że on jest bardzo chory... blizki śmierci...
— Śmierć jego nie zmieniła by nic w mojém położeniu, a nawet jeszcze by je pogorszyła. Jest ona przewidziana w akcie... — w miesiąc po zgonie hrabiego, zmuszony bym był wypłacić jego córce, całkowity kapitał wraz z procentami.
— Panna de Terrys prolongowałaby panu termin...
— Nie wierz temu!... — Bardzo niepodległego charakteru i siedząc zamknięta przy chorym ojcu, chciałaby niezawodnie używać wolności i majątku. — Wierzytelność ta bardzo mnie kłopocze... — mam, silne przekonanie, że ona będzie dla mnie fatalną...
— Nie trzeba tracić odwagi, panie... — mówił kassjer, z pewnym rodzajem pospolitego pocieszenia; — staraj się pan tylko aby się nie domyślano o pańskim chwilowym kłopocie... Przecież niepowodzenie nie zawsze będzie ciągłem.... Łatwiéj się pan wydobędziesz z kłopotu niż się panu zdaje... — Trafi się coś szczęśliwego na co pan nie liczysz... — Miej pan nadzieję....
Paskal nie miał co odpowiedzieć i nie odpowiedział.
W milczeniu podał papiery kassjerowi.
Marlet zrozumiał, że jego zwierzchnik chciał sam pozostać.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/165
Ta strona została przepisana.