— Proszę wejść!
Drzwi się uchyliły i na progu ukazał się Leopold, zbiegły z więzienia w Troyes, ubrany w swój manszestrowy garnitur, trzymając kaszkiet w ręku.
— Pan Paskal Lantier?... — rzekł kłaniając się aż do ziemi.
— To ja... — odpowiedział opryskliwie przedsiębierca, biorąc nowoprzybyłego za robotnika. — Jeżeli z jaką pretensyą to udaj się do kancellaryi werkmajstrów.... Jeżeli po odbiór pieniędzy, to do kassy.
— Ani z jedną ani po drugie, proszę pana... odpowiedział Leopold uśmiechając się szydersko i postępując krok naprzód... Przychodzę w interesie... i to w interesie zupełnie osobistym.
— Jestem zajęty i nie mam czasu do rozmowy.
Leopold wszedł zupełnie i zamknął drzwi za sobą.
— Czyś mnie nie słyszał? — zapytał Paskal niecierpliwie.
— Słyszałem bardzo dobrze, gdyż jestem tak szczęśliwym, że nie jestem głuchym... To dla mnie nawet stało się bardzo użyteczném i może być takiém dla innych.
— No, dosyć tego... nawet za wiele... Czy szukasz roboty?
— Bardzo być może, panie Paskalu, ale pan wiesz, jest robota i robota...
— Musiałeś się już dowiedziéć, że teraz wcale nie przyjmuję robotników.
— Tak, z powodu zimna, które djabelnie szczy-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/167
Ta strona została przepisana.