pold. — Jeżeli kładę palec w ranę, to dla tego, że przynoszę lekarstwo... — Miałeś pan stryja, Ludwika Lantier, osobistość nic nie znaczącą i wuja...
— Roberta Vallerand... — rzekł przedsiębiorca pomiwoli zainteresowany tą szczególniejszą rozmową.
— Czy pan wiesz, że wrócił z Ameryki?
— Wiem, — pięć czy sześć lat temu, i że jest deputowanym z okręgu Romilly. — Wiem o tém, ale się z nim nigdy nie widuję...
— Czy pan wiesz, że w Ameryce zrobił majątek?... — Musiał ztamtąd przywieźć dwa lub trzykroć sto tysięcy franków.
— Grubo się pan mylisz! — Robert Vallerand posiada więcéj niż cztery miliony.
— Cztery miliony!! — powtórzył Paskal olśniony tą cyfrą.
— W gotowiźnie... — nie licząc posiadłości zamku Viry-suf-Seine, pod Romilly.
Lantier uczynił znak zadziwienia i rzekł:
— Wujaszek Robert mieszka w Viry-sur-Seine?
— To jest, mieszkał... albo raczéj w chwili gdy to mówię, jeszcze mieszka... Ale się jutro wyprowadzi...
— Wytłómacz się! — rzekł entreprener gorączkowo; — nie męcz mnie...
— Zdaje się, że pan nie myślisz Wyrzucić mnie za drzwi... — rzekł z szyderstwem Leopold.
— Mów! Mówże! — Czy mi przynosisz dobrą nowinę?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/172
Ta strona została przepisana.