Paskal zadrzał.
Ten nieznajomy, który się tak niespodzianie mięszał w jego życie, nabawiał go instynktownego przestrachu, chociaż w rezultacie widział on, w jego wmięszaniu się, swoje ocalenie.
Leopold mówił daléj.
— Muszę być w Viry-sur-Seine, pan to rozumiesz, aby dopilnować jak pani Urszula uda się po mała, dla wykonania ostatniéj woli nieboszczyka. Niech się stara i młoda razem połączą i udadzą w drogę do Paryża, i owszem, ale nie trzeba aby doszły aż do notaryusza przy ulicy Piramid... nie trzeba!
Te ostatnie wyrazy wyrzeczone zostały tonem okrutnéj stanowczości.
Ręce Paskala drzały!
— Dwie kobiety... — wyjąkał.
— Tak! dwie kobiety! Nawet stara jest więcéj ambarasująca ja młoda... trzeba je usunąć tak jedną jak drugą, inaczej... figa!... Na nic się niezdało!
— Ale, rzekł niepewnie przedsiębierca, — to dziewczę... ją ludzie znają...
— Powtarzam raz jeszcze, kochany panie Lantier, że była wychowana tajemnie, nikt nie wie kto jest jéj ojcem i nikt się nie zakłopocze jéj zniknięciem.
— Zgoda! ale zauważą zniknięcie gospodyni...
— No, to jéj będą szukali... co to szkodzi, byleby jéj tylko nie znaleźli. — Świat cały pełen jest ta-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/183
Ta strona została przepisana.