Małgorzata Berthier, wdowa po Dominiku Bertin, opuszczając zamek Viry-sur-Seine, znajdowała się w stanie gwałtownego wzburzenia.
Trawiona gorączką dochodzącą prawie do maligny, nie spostrzegła, że się rozpoczynało konanie jéj dawnego kochanka i że wściekłość obudzona jéj niespodziewaném ukazaniem się, zadawała ostatni cios Robertowi Vallerand i przyśpieszyła jego śmierć o trzy miesiące.
Przeklinała ona nieugiętego człowieka, który odmówił jéj objaśnienia, gdzie ukrywa jéj córkę, i który ją haniebnie wypędził, w chwili, gdy z oczyma pełnemi łez, żałująca z rozdartém sercem, na kolanach go błagała, złożywszy ręce, aby jéj pozwolił uściskać córkę...
Robert okazał się okrutnym i niemiłosiernym, ale on cierpiał straszliwie i wspomnienie jego boleści, czyniło go nieczułym na łzy, głuchym na proźby.
— Wiedziéć, że moje dziecko żyje i nie módz go ścisnąć w swoich objęciach mówiąc: jestem twoją wiatką kocham cię! — to męczarnia nad moje siły! — myślała Małgorzata spłakana... Kara przewyższa winę.
Potém znowu nabierała nadziei, że Robert się rozmyśli, że się nad nią zlituje i że się zdecyduje coś powiedziéć.
Biédna kobiéta przyjechawszy do Romilly i wysiadając w hotelu była zziębnięta i skołatana przebytemi wzruszeniami.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/188
Ta strona została przepisana.