ki dozorczyni chorych nie są wesołe... — Masz lat dwadzieścia trzy.
— Będę je miała dopiero za trzy miesiące... — przerwała żywo Honoryna.
— I nie użyłaś żadnych przyjemności światowych, w których brać udział masz prawo z położenia familijnego i majątkowego!
— To prawda. — Ale to jest zupełnie naturalném, bo nie miałabym odwagi bawić się wtedy kiedy mój ojciec cierpi.
— Ach! ja wiem dobrze, pieszczotko, że masz złote serce... — Zaparcie się siebie i poświęcenie są twoją radością... — Dla ojca, zapominasz o sobie. — To bardzo pięknie, ale nie trzeba się zapominać zbytecznie. Pan de Terrys nie będzie żył zawsze... Bez niego zostaniesz samą, jeżeli wcześnie się nie zabezpieczysz...
Mówiąc te słowa pani Bertin znowu rzuciła okiem na Pawła.
Młodzieniec zdawał się tego nie uważać i pozostał zupełnie obojętnym.
— Jabym miała wyjść za mąż! — rzekła Honoryna krzywiąc się troszkę. — Pani mi to radzisz?
— Zapewne, roztropność tego wymaga...
— Zaręczam ci, że nigdy o tém nie myślę.
— Pan de Terrys powinienby pomyśleć za ciebie, pieszczotko... — Zajmując się tem na seryo wykonałby tylko swój obowiązek.
— Ja nie mam wcale ochoty iść za mąż...
— Ochota ci lada chwila nadejdzie...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/19
Ta strona została przepisana.