podniosła ją, położyła na sofie i udzieliła jéj starannéj pomocy.
Zemdlenie trwało długo.
Nareszcie Małgorzata przyszła do siebie, lecz uległa straszliwemu wzruszeniu nerwowemu i okropnéj gorączce.
Stan jéj wydał się groźnym.
Zatrzymać w domu, gdzie był zmarły, dawną kochankę Roberta Vallerand, było niemożebném.
Pani Sollier zawołała Klaudyusza i jego żony.
Idź po woźnicę, który przywiózł tę panią, rzekła do służącego.
Klaudyusz wyszedł i po chwili powrócił z furmanem.
— Mój przyjacielu, zapytała pani Sollier tego człowieka — zkąd zabraliście te panią?
— Z Romilly, z Hotelu Marynarki.
— A więc trzeba ją tam odwieźć natychmiast.
— Czy ona chora? — rzekł woźnica niespokojny.
— Zdaje mi się, że tylko niezdrowa... — Doznała ona silnego wzruszenia dowiedziawszy się nagle o śmierci pana Vallerand, który jéj był znajomym.
Małgorzata nie słyszała, a przynajmniéj nie zrozumiała tego, co przy niéj mówiono.
Gwałtowna gorączka odbiérała jéj przytomność.
— To dobrze; odparł woźnica, odwiozę podróżnę do Romilly.
Przy pomocy Klaudyusza zaniósł chorą do starego powozu, w którym ją ciepło okrył, potém wsiadł na kozioł i popędził konia.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/201
Ta strona została przepisana.