wstanie!... — wszystkiemu będzie koniec... dziewczyna zniknie, spadek będzie w naszych rękach... a wtedy szukaj!...
Leopold zwolna kończył posiłek, napił się kawy, wypił trzy czy cztery kieliszki szampana, wypalił przed kominkiem cygaro, położył się do łóżka i spał snem sprawiedliwego.
Śmierć deputowanego wywarła w całym departamencie, a szczególniéj w okręgu Romilly głębokie wrażenie.
Nazajutrz zrana, około dziesiątéj, ogromny tłum otaczał zamek Viry-sur-Seine.
Pod perystylem, zamienionym w kaplicę pogrzebową była wystawiona trumna Roberta Vallerand.
Na obrzęd żałobny przybyło mnóstwo figur urzędowych.
Mer na czele rady municypalnéj szedł za trumną.
Znakomitości miasta Romilly miały sobie za honor oddać Robertowi ostatnią przysługę.
Pomiędzy gromadami kręcił się tu i owdzie Leopold Lantier, którego twarz, więcéj niż kiedykolwiek znikała pod szérokiemi skrzydłami kapelusza, szalem i niebieskiemi okularami.
Chodził z miejsca na miejsce słuchając co mówiono, a sam się nie odzywał wcale.
Nikt się nie dziwił temu zapakowaniu twarzy, które było naturalném następstwem ostrości powietrza.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/209
Ta strona została przepisana.