— Pani, karawan zajechał, — rzekł... — czas na pogrzeb.
— Dobrze... wydaj pan potrzebne rozkazy... — Czy widziałeś pan oczekiwaną przezemnie osobę?
— Jeszcze nie, pani.
— Zostaniesz pan podczas pogrzebu w pałacu, poprosisz tę osobę aby czekała na mój powrót i będziesz pamiętał aby jej na niczem nie zbywało...
Jovelet skłonił się, otworzył drzwi na oścież, usunął się aby przepuścić panią Bertin, pannę de Terrys i Pawła Lantier, a potem wyszedł wydawać rozkazy.
Wdowa weszła do wielkiego salonu, w którym czekali krewni i przyjaciele, zebrani dla odprowadzenia zwłok na miejsce wiecznego spoczynku.
Z zimną grzecznością przyjęła kondolencyjne komplementa i nie okryła się śmiesznością odgrywając komedyę rozpaczy, skoro cały świat wiedział, że jej czuć nie mogła.
Szwagier jej Paskal Lantier, ojciec Pawła, przybliżył się do niej, aby uściskać jéj rękę.
— Kochana Małgorzato — rzekł do niej po cichu — twój czas próby się ukończył... Na przyszłość będziemy się często widywać, nieprawda?
— Spodziewam się i liczę na to...
— Czy byś nie mogła mi wytłomaczyć powodów antypatyi, którą mąż twój przy każdej sposobności nam okazywał, memu synowi i mnie?...
— Szukałam często tych powodów, — odrzekła Małgorzata, ale ich nigdy znaleźć nie mogłam...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/21
Ta strona została przepisana.