Zbiegły więzień podniósł okulary, aby lepiéj widziéć.
Pokropiwszy trumnę święconą wodą, sekretarz ukłonił się Urszuli i zapytał:
— Pani jesteś panią Sollier, zarządzającą domem nieboszczyka pana Vallerand.
— Tak jest, panie... — odpowiedziała Urszula.
— Pan sędzia pokoju, żałuje mocno, że nie może być obecnym na pogrzebię naszego szanownego deputowanego, dla którego czuł szacunek głęboki. — Otrzymał on depeszę wzywającą go do Troyes do sądu i przybędzie tu pod koniec obrzędu dla opieczętowania wszystkiego w domu, stosownie do polecenia pana prokuratora Rzeczypospolitéj. Odjeżdżając, zlecił mi uprzedzić panią, że jéj obecność będzie potrzebna...
— Dobrze, panie... Będę czekała na pana sędziego.
Sekretarz skłonił się znowu i cofnął o parę kroków.
Leopold Lantier nie stracił ani jednego z zamienionych wyrazów.
— Dobrze — pomyślał, — przyłożą pieczęcie. Gospodyni zapewne zachowa tajemnicę swego pana i nie wspomni o spadkobierczyni... — Matka leży w Romilly, pomiędzy życiem i śmiercią. — Z téj strony nie ma się czego obawiać... — Wszystko zatém dobrze. — Idzie o to tylko, aby się dowiedziéć, czy się nie znajdzie jaki kompromitujący papier i czy pani Urszula będzie milczała... — mam swój plan.
Umieścił się obok sekretarza.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/211
Ta strona została przepisana.