sprawozdaniu. — Nie wszystko można powiedziéć, o tém bardziéj wydrukować.
— Przyjmij pan wyrazy. mojéj wdzięczności — odpowiedział fałszywy reporter, — i zrób mi pan zaszczyt spuszczenia się na mój takt i uczucie przyzwoitości.
Te kilka wyrazów zamienione były na, dziedzińcu zamkowym.
Weszli do zamku.
Urszula przyjęła prawników z pozornym spokojem, któremu zaprzeczało gwałtowne bicie jéj serca.
Twarz jéj wyrażała tylko smutek i nikt się nie domyślał gwałtowności jéj wewnętrznego wzruszenia, i pomięszania moralnego.
— Czy pani im panią Sollier? — zapytał sędzia pokoju.
— Tak jest, panie... — odpowiedziała Urszula.
— Ochmistrzynią domu nieboszczyka Roberta Vallerand?
— Tak, panie.
— Pani wiesz jaki mnie tutaj powód sprowadza?...
— Zostałam o nim zawiadomioną przez sekretarza sądu pokoju.
— Na zlecenie prokutora Rzeczypospolizéj przystąpię do opieczętowania...