rytami, przestępującego próg i podającego rękę odźwiernemu, który ją serdecznie uścisnął.
— Musi to być oczekiwany przez panią, Prosper, — pomyślał.
Zeszedł na dół i zbliżył się do rozmawiających.
— Panie Prosperze, — rzekł odźwierny, — oto jest pan Jovelet, zarządzający domem...
Totumfacki i były kamerdyner ukłonili się sobie wzajemnie.
— Zatem, panie Jovelet, — rzekł Prosper, — to pan podpisałeś depeszę odebraną przezemnie w zamku Tréville?
— Tak panie, ja, z rozkazu pani...
— Przybywam, aby wypełnić rozkaz pani, dla której czuję wielki szacunek i przywiązanie, lecz przyznam się, żem się wahał przez chwilę...
— Z powodu?
— Obawiałem się aby moja obecność w pałacu nie była powodem niezadowolenia dla pana Bertin.
— Jakto, więc pan nic nie wiesz? — zawołał Jovelet.
— I cóż mam wiedzieć?... — Depeszą wezwany byłem o jaknajśpieszniejszy przyjazd... bez żadnego dalszego wyjaśnienia...
— Jakto, czyżem ci nie doniósł?... Miałem zawróconą głowę? — Zapomniałem o głównym przedmioscie? — Pan Bertin umarł.
— Umarł! — powtórzył Prosper z osłupieniem.
— Umarł i ani pan ani ja nie będziemy prosić Boga aby go wskrzesił, nieprawda? — Przedwczoraj
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/23
Ta strona została przepisana.