wydał ostatnie tchnienie i orszak pogrzebowy wyruszył blizko przed godziną.
Prosper złożył ręce a twarz jego zabłysła radością.
— Biedna kobieta!... — szepnął. — Biedna kobieta!... Otóż skończyły się jéj męczarnie.
— To prawda, że pani wiele wycierpiała.
— A! pan od niedawna jesteś w tym domu i nic nie widziałeś... — mówił daléj były kamerdyner. Już na jaki rok przed moim odejściem, choroba osłabiła pana Bertin... Objawy jego nienawiści nie mogły mieć takiéj saméj gwałtowności, takiéj saméj brutalności... Ale przedtem, jakie męczarnie... jakie szkaradne sceny... jakie zniewagi obrzydłe... niestety! jakie haniebne obejście!...
— Czy pan Bertin bił swoją żonę — zapytał żywo Jovelet.
— Bił ją do śmierci, literalnie... — Trzy razy musiałem mu ją z rąk wydzierać i przypominam sobie, że raz sądziłem że była nieżywa. — Ona znosiła z bohaterską odwagą swoje męczeństwo codzienne, cogodzinne... nawet się kryła ze swemi łzami... — Żałowałem ją z całego serca, i jeżelim musiał ten dom opuścić, to dla tego, żem się zbyt energicznie ujął za panią przed panem... — Ja nie mogę patrzeć na męki zadawane kobiecie!... — to mnie oburza! — Czy pan nie wiesz po co mnie pani Bertin kazała wezwać?
— Zupełnie nie wiem... — Poleciła mi wysłać do pana depeszę i to wszystko i nie kazała wychodzić
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/24
Ta strona została przepisana.