Leopold usłyszał i pomyślał: — Żeby się djabli wzięli! — Hotel Prefektury! o dwa kroki od więzienia! — A jednak tammuszę pójść! — Przybędę wcześniej niż ona...
Oddał bilet, spiesznie wyszedł z dworca, nasunął swój szal aż po oczy i poprawił niebieskie okulary.
Śnieg padał ciągle lecz nie tak gęsty. — Wiatr się trochę uspokoił. — Lantier — jak nam wiadomo — znał wszystkie zakręty swego rodzinnego miasta, puścił się prosto przez labiryt ciasnych uliczek i stanął przed Hotelem Prefektury silnia oświetlonym.
— Czy jest numer wolny?
— Jest, ale pan w porę przybywa.
— Dla czego?
— Bo nam ich tylko dwa zostaje, a omnibus z kolei pewno nam przywiezie podróżnych...
— Proszę o lepszy z tych dwóch, z widokiem na ulicę, jeżeli można...
— Obadwa są jednakowe, na tém samém piętrze i obok siebie...Ale — w większym jest dwa łóżka...
— Ja jestem sam... — proszę o pokój z jedném łóżkiem...
— Dobrze panie, — proszę ze mną... Numer dwudziesty drugi.
W chwili gdy Leopold wchodził do pokoju, powóz hotelom stanął przed bramą. — Garson podpalił przygotowane już drzewo i spiesznie wyszedł.
Zbieg zamknął drzwi i czekał nadstawiwszy ucha.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/243
Ta strona została przepisana.