Upłynęło kilka minut, poczém usłyszał, jak ktoś szedł i mówił na korytarzu i poznał glos pani Sollier.
— To numer dwudziesty trzeci, — mówiła Ürszula. — ten sam, który zajmowałam podczas ostatniéj tutaj bytności.. — Bardzom rada.
Minięto numer dwudziesty drugi i otworzono drzwi sąsiednie.
— Czy pani czego nie potrzebuje? — zapytała służąca, która towarzyszyła pani Sollier.
— Nie, moja panienko... — Tylko trochę ognia... Położę się...
— Brawo! — pomyślał Lantier. — Ściany są tutaj cienkie! — Wszystko słychać co mówią obok... — To mi się bardzo przyda...
Drzwi się zamknęły i w sąsiednim pokoju zapanowało milczenie.
Leopold zmęczony drogą z Viry-sur-Seine do Romilly pocichu położył się w łóżko i spał głęboko aż do rana.
Siódma biła gdy się obudził.
Zaledwie zaczynało dnieć.
Wyskoczył z łóżka, pobiegł do okna i z ciekawością podniósł roletę.
Naprzeciw niego znajdowało się więzienie i zakład naukowy pani Lhermitte, którego dwie najładniejsze wychowanki podały mu pomoc przy ucieczce.