— Bardzo wielkie.
— Ach! nabawiasz mnie pani przestrachu! — C się stało?
— Człowiek zacny... opiekun Renaty... pan Robert umarł.
— Umarł! — zawołała pani Lhermitte przygnębiona.
— Umarł prawie nagle, tak jest pani, wydawszy mi polecenie uregulować rachunki swojéj pupilki...
— Która zapewne mój dom opuści?...
— Tak jest, pani.
— Prędko?
— Jesze dzisiaj...
— Biédna Renata! — szepnęła przełożona... Czułam dla niéj wielką przychylność. — Jest-to dusza delikatna... natura czuła... — Nowiną, jaką przynosisz zada jéj cios straszliwy...
— Straszliwy lecz konieczny... — Kochane dziecię musi się dowiedziéć o swojém nieszczęściu.. — Spodziewam się, że moja dla niéj czułość stanie się dla niéj ulgą.
Pani Lhermitte wiedziała, że urodzenie jéj wychowanicy było otoczone tajemnicą.
Nie wiedziała ona rodzinnego nazwiska Renaty i znała jéj opiekuna tylko pod imieniem pana Roberta.
Wszystko to intrygowało ją bardzo; byłaby wiele dała za rozjaśnienie téj tajemnicy, lecz była zbyt rozsądną, aby kompromitować godność prze-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/252
Ta strona została przepisana.