— Mów, pani... — zawołał Prosper — Zbyt będę szczęśliwym, jeżeli to, czego pani pragniesz, odemnie zależy...
— Będę cię pytała, mój przyjacielu... — mówiła daléj Małgorzata. — Przyrzecz, że mi będziesz odpowiadał nie bojąc się mnie urazić... bez obawy widzenia mnie rumieniejącéj się w obec ciebie...
— Ależ pani... — szepnął kamerdyner widocznie zakłopotany..
— Proszę cię o to... żądam stanowczo...
— Więc pani zapytuj... Będę odpowiadał... jeżeli będę mógł...
— Czy pan Bertin pokładał w tobie zaufanie?
— Tak jest pani, nieograniczone, zasłużone zapewne długą służbą, i czasami wprowadzające mnie w kłopot... Ja nie wyzywałem męża pani aby mi się zwierzał... usiłowałem nawet tego unikać; ale gdy go gniew opanowywał, zmuszał mnie do słuchania takich rzeczy, o których wołałbym nie wiedzieć...
— Czyś znał wszystkie jego interesa?
— Prawie wszystkie....
— Wiedziałeś jaka była prawdziwa przyczyna jego dla mnie nienawiści?...
— Tak jest, pani... szepnął Prosper zaledwie dosłyszanym głosem, spuszczając oczy, — przynajmniéj tak mniemam...
— O! nie wahaj się z odpowiedzią... — rzekła Małgorzata składając ręce.
— Nie waham... ale moje dla pani uszanowanie...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/27
Ta strona została przepisana.