Nie zbliżał się on do Urszuli i jéj towarzyszki, lecz starał się nie stracić ich z oka.
Gdy ochmistrzyni Roberta Vallerand podeszła do okienka kassy, on poszedł za nią, tak samo jak w Romilly.
Liczba podrożnych była szczupła podczas takiego zimna i śniegu.
Trzy osoby tylko dzieliły Urszulę i Leopolda przy okienku.
Usłyszał jak pani Sollier pytała kassjera.
— Czy nie mogłabym dostać osobnego przedziału do Paryża?...
— Ile miejsc pani potrzeba?
— Tylko dwa.
— Czy pani zechce zapłacić za cztery?
— I owszem!
— Uprzedzę zawiadowcę, aby dla pani zatrzymał przedział. — Oto są bilety.
Urszula zapłaciła, złączyła się z Renatą r weszła razem z nią do sali pierwszej klassy.
Przyszła koléj na Leopolda.
— Bilet do Paryża... — rzekł, kładąc na okienku banknot stufrankowy.
— Której klassy?
— Piérwszéj... — Dzisiaj nie wielu passażerów.
— W taki czas, każdy woli siedziéć w domu. — odrzekł urzędnik, wydając resztę. — Pociąg będzie, prawie próżny.
— I ją tak sądzę... — pomyślał Leopold i odszedł od kassy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/275
Ta strona została przepisana.