Trzeba się więc było uzbroić i nie dawać znaku życia przed otrzymaniem instrukcyi od Valty.
Przedsiębiorca, wracając na ulicę Picpus z czytelni, zastał list, który niepokój jego po większy! do ostatka.
List ten pochodził od pana de Terrys.
Ojciec Honoryny prosił przedsiębiercę, aby bez z włoki pospieszył do niego.
Forma tego listu była prawie rozkazującą.
— Czego u djabła on może chcieć odemnie? — pomyślał Paskal marszcząc brwi. Termin opłaty procentów i raty jest jeszcze daleki... Od dziś do trzydziestego pierwszego grudnia, spadek po Robercie Vallerand będzie w mojém ręku i kłopoty znikną. Jeszcze raz, co on może żądać i zkąd ten ton rozkazujący?...
Paskal Lantier utrzymywał, — nie bez zasady, że niepewność jest ciężką męczarnią.
Na prędce zjadł śniadanie, wsiadł do powozu i kazał się zawieźć do pana de Terrys.
Hrabia zamieszkiwał na bulwarze Malesherbes, mały pałacyk przyległy do parku Monceau.
Przedsiębiercę przyjęła Honoryna de Terrys.
Zdawała się być zdziwioną jego odwidzinami.
— Jesteś pan rzadkim gościem, kochany panie Lantier, — rzekła.