Jednocześnie wyciągnął prawie przezroczystą rękę do Paskala, który ją ujął i uściskał patrąc osłu piały na gospodarza.
Przerażała go zmiana jaka zaszła od czasu jego ostatnich odwidzin.
Honoryna nie łudziła się, widząc złą wróżbę w takiej ogromnéj zmianie.
Życie trzymało się tego zużytego ciała tylko niewidzalną prawie nitką, gotową się zerwać.
Lantier umiał ukryć zadziwienie.
— Chwilowe osłabienie, którém się nie ma co niepokoić... — odrzekł.
Pan de Terrys potrząsł głową i odpowiedział:
— Zwiastun blizkiego końca... Lampa już nie ma oleju i zgaśnie...
— Nie wierzę temu!... Przesadzasz hrabio!...
— Widzę rzeczy jak są.
— Co myślą lekarze?
Hrabia wzruszył ramionami i zawołał prawie z gniewem:
— Czy nie myślisz przypadkiem, że ja tu wpuszczam tych szaleńców, tych patentowanych przekupniów szkodliwych lekarstw, tych niby-uczonych, z których najzdolniejszy nie byłby w stanie przedłużyć mego życia na jedną godzinę?
Lantier znowu ukrył swoje zadziwienie.
— Wiedziałem, — rzekł, — iż lekarze napawają się niewielką ufnością, lecz: nie sądziłem, aby twója antypatya była tak głęboką i według mnie jesteś wiele winien, spuszczając się na własne tylko światło.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/292
Ta strona została przepisana.