Dorożka zawiozła go na dworze na bulwarze Strasburgskim.
Tam się rozpytał.
Powiedziano mu, że oczyszczeniu drogi nie było skończone, lecz że pociągi od jutra będą znowu kursowały regularnie.
Przedsiębiorca mając teraz pewność, że swój zamiar przyprowadzi, do skutku, udał ulicę, Szkoły Medycyny i zatrzymał się przed numerem 19.
Tam mieszkał syn jego Paweł Lantier.
Młodzieniec uczęszczając na kurs a prawne nie zmieszkał przy ulicy Picpus u ojca. Odległość, jaką by miał do przebycia przeszkadzałaby mu do uczęszczania regularnie na kursa.
Zajmował on na trzeciem piętrze starego domu małe mieszkanko bardzo skromne, ale utrzymywane bardzo porządnie.
Tam to Paweł przesiadywał nad Kodeksem, z zapałem nie zwykłym pomiędzy studentami, dla których sznurki ojcowskiego woreczka łatwo się rozwiązują.
Otóż Paskal był szczodrym.
Płacił on synowi po pięćset franków miesięcznéj pensyi, summę znaczną w cyrkule łacińskim nawet dzisiaj, chociaż teraźniejszy cyrkuł łaciński wcale nie jest podobnym do tego, czém był za czasów Henryka i Murgera.