Paweł, chłopak pracowity, mający upodobania bardzo proste, nie uczęszczał do piwiarń z żeńską usługą, knajp i innych miejsc rozrywki, w których trzy czwarte części adwokatów traci czas, pieniądze i zdrowie.
Więc sześć tysięcy franków pensyi wyznaczonéj przez ojca doskonale wystarczały młodzieńcowi, który potrafił nawet coś oszczędzić i schować kilkadziesiąt lujdorów do szuflady.
Paskal Lantier; zajęty jak wiemy, rozlicznemi przedsiębiorstwami, rzadko odwidzał swego syna; ale Paweł, u któeego uczucie rodzinne było bardzo rozwinięte, odwidzał ojca przy ulicy Picpus dwa lub trzy razy tygodniowo.
Student nic nie miał z charakteru ojcowskiego.
Miał on po matce, zmarłéj zbyt wcześnie, naturą otwartą i prawą, kobiécą delikatność uczuca i prawość niezachwianą.
¡Dla żadnego powodu i pod żadnym pozorem nie wszedłby w układy z sumieniem.
Paskal dowiedziawszy się od odźwiernego, że jego syn jest w domu, wszedł spiesznie na trzecie piętro i zadzwonił do drzwi Pawła, leżących w sieni na lewo.
— Proszę! — zawołał dźwięczny głos młodzieńca.
Przedsiębiorca otworzył, minął mały przedpokoik i przestąpił próg pokoju, w którym student, pracował przy stole pełnym książek przysuniętym do kominka, na którym się palił węgiel kamienny.
Poznawszy ojca, zerwał się, pobiegł z wesołą