milion z procentem, pannie Honorynie, w ośm dni po objęciu w posiadanie spadku ojcowskiego.
— A tego miliona, mój ojcze, już nie masz? — zapytał Paweł z niepokojem. — Czy nie jesteś w stanie oddać go, jeżeli nastąpi katastrofa, której się obawiasz?
Tak wyraźnie sformułowane pytanie, było dla Paskala ambarasującém.
Nie mógł kłamać przed synem, z którego trzeba było zrobić sobie sprzymierzeńca w znanéj nam kombinacyi, a jednak nie śmiał wyznać całkowitéj prawdy; — użył więc wybiegu.
— Ja ten milion posiadam, — odpowiedział, — nie w gotówce, lecz unieruchomiony w robotach, których dokończeniu stoi na przeszkodzie pora zimowa... — On się znakomicie powiększy, tylko trzeba poczekać... — Miałem inne kapitały rozporządzalne, ale duże straty na giełdzie, wszystkie mi je zabrały...
— Na giełdzie! — zawołał Paweł w pomięszaniu. — Grałeś ojcze? grałeś na pieniądze, które niebyły twoją własnością?
Paskal, jako zręczny aktor, przybrał minę zrozpaczoną.
— Nie potępiaj — mnie! — szepnął. — Uznaję cały ogrom swojéj nieroztropności, swojéj winy... — Ale co chcesz? Mysiałem o tobie...
— O mnie... — powtórzył młodzieniec.
— Tak jest... — o twojéj przyszłości... — Mówiłem sobie — „Wszystko jest narażone!... Jeżeli wygram
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/322
Ta strona została przepisana.