cię wyręczył, abyś nie potrzebowała być narażoną, na drogę.
— Obecność moja była konieczną...
— Ale ta tak gwałtowna choroba, — czyżby ona była skutkiem zawodu lub zmartwienia?
— Wcale nie... — Przeziębiwszy się na kolei dostałam zapalenia, które o mało nie stałą się śmierćtelném...
Chora z zupełną pewnością ukrywała prawdę, a zresztą jéj tłómaczenie było bardzo prawdopodobnym.
Gdyby Paskal znał połowę jéj tajemnicy, byłaby się może nie wahała z po wierzeniem mu całéj.
On nic nie wiedział.
Na cóż mu odkrywać wstyd bolesnéj przeszłości? — Na cóż go objaśniać o błędzie młodości, o błędzie, którego żywy dowód egzystował.
— Jeżeli się ma kiedy dowiedziéć prawdy — myślała Małgorzata, — lepiéj aby, ją mu kto inny odkrył a nie ja.
— Nakoniec, — rzekł Paskal, — odpowiadając na ostatnie zdanie siostry żony, — czy doktór ci obiecał prędki powrót do zdrowia?...
— Zapewnił mnie, że za tydzień będę mogła bez obawy wracać do Paryża...
— Przyjadę po ciebie?
— Tysiączne dzięki, ale na co to?... — Dla czego się masz odrywać od zajęć...
— Dla tego, aby ci nie pozwolić jechać saméj...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/340
Ta strona została przepisana.