opuszczeniem w chwili, gdy możesz wszystko, śmiem liczyć na ciebie i liczę...
— Paskalu, — wyjąkała Małgorzata, mając oczy pełne łez i wstrząsana nerwowém drżeniem, — ty mnie dręczysz... Czyż sądzisz, że nie byłabym szczęśliwa dając swemu — siostrzeńcowi dowód mego przywiązania?
— A cóż ci przeszkadza?
— Powiedziałam, że nie mam prawa rozporządzać swoim majątkiem...
— Ja odpowiadam z kolei: — To być nie może!...
— A jednak to prawda... mój majątek nie do mnie należy... on należy...
— Do kogóż?... — zapytał Paskal dysząc.
Małgorzata ukryła twarz w dłoniach i odpowiedziała głosem bardzo cichym i prawie niewyraźnym:
— Do mojéj córki...
Szwagier pani Bertin zachwiał się pod ciosem tego niespodziewanego odkrycia.
— Do twojéj córki!... — powtórzył osłupiały.
Małgorzata uczyniła głową znak potwierdzenia.
— Ty sobie ze mnie żartujesz!... — odparł Paskal, nie chcąc wierzyć temu co słyszał. — Ty nie masz dzieci...
— Nie miałam ich z małżeństwa, a ponieważ bez litości nadużywasz mojéj słabości, aby mi wydrzéć tajemnicę, którą chciałam ukryć, powiem ci o wszystkiém. Zresztą, prędzéj czy późniéj ta tajemnica musi być wszystkim odkryta.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/348
Ta strona została przepisana.