Lantier zgnębiony, pomięszany słuchał siostry swojéj żony, tak jak się słucha głosów przemawiających w marzeniach.
Wdowa nie patrząc na niego mówiła daléj:
— Przed ślubem popełniłam błąd, którego nie chcę usprawiedliwiać... — Jedyną moją wymówką była moja nadzwyczajna młodość... — Skutkiem tego urodziła mi się córka, którą mi porwano zaraz po urodzeniu... — Ojciec, ukrył mój wstyd i pragnąc jakim bądź kosztem majątku dla mnie, zmusił mnie do wyjścia za mąż... — Wycierpiałam przez lat dziewiętnaście wszystko, co tylko można było wycierpiéć... nie wiedząc co się stało z moją córką... mając ją za umarłą... — Nareszcie nadeszła chwila oswobodzenia... Nie tracąc ani chwili rozpoczęłam poszukiwania... — Wydały one natychmiastowy skutek... — Moje dzeicko żyje, jestem o tém przekonana... — Teraz, pojmujesz Paskalu, że mój majątek należy do niéj, do niéj w całkowitości i że go w najmniejszéj części uszczuplić nie mogę!... Wszak to pojmujesz, czy tak?
Z pod spuszczonych powiek Lantiera błysnęła błyskawica i natychmist zgasła.
— I czyś znalazła to dziecię stracone przed dziewiętnastu laty? — zapytał tonem szczególnym, zamiast odpowiedziéć na zapytanie Małgorzaty.
— Jeszcze nie, ale powtarzam raz jeszcze, że mam pewność że żyje. Dziś wieczorem może się dowiem gdzie się znajduje... dowiem się gdzie, się będę mogła z nią połączyć, okryć ją pocałunkami i przy-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/349
Ta strona została przepisana.