— Czy mogę w tobie położyć nieograniczone zaufanie. — Do kroćset! — odparł Leopold ze śmiechem, zdaje mi się że wobec naszéj współki bardzo — byś był niezręcznym gdybyś mi odmawiał zaufania.
— Tak, to prawda... — rzekł przedsiębiorca, — oddałem ci się nieznanemu ze związanemi rękami i nogami...
— Oceniłeś mnie ód pierwszego wejrzenia, co dobrze świadczy o twojéj przenikliwości i będziesz sobie mógł za to powinszować. — Zatém nie rób zemną ceremonii i mów jasno wszystko!... Co ci tam wsiadło na nos i zkąd ta grobowa mina?...
— Mam — zaczął Paskal powoli i ważąc swoje wyrazy, — mam wierzyciela, którego śmierć jest nieunikniona... Stosownie do zawartéj pomiędzy nami umowy, znaczna summa jaką mi pożyczył, ma być wypłacona jego spadkobiercom w ośm dna po jego śmierci... — otóż, jeżeli on skończy wprzódy nim majątek Roberta Valleranda. będzie w moich rękach, zginę bez ratunku... Rozumiesz?...
— Doskonale... — Ile winieneś temu wierzycielowi?...
— Miijon z procentem rocznym.
— I spadkobierca nie zgodzi się na układ, na zwłokę?...
— Nie, tym spadkobiercą jest młoda panienka,