którą ufna w swe prawo, jestem pewny, okazałaby się nieubłaganą...
— Kobiety nie znają się na interesach. — Gdy się im winno pieniądze, chcą je odebrać... marne istoty!... Nazwisko wierzyciela?
— Hrabia de Terrys.
— Spadkobierczyni?
— Jego jedyna córka... Wynalazłem ja sposób uniknięcia wypłaty w krótkim terminie; — ożenić ego syna z Honoryną de Terrys jeszcze za życia ojca...
— Sposób bardzo dobry! — rzekł Leopold.
— Ale, — mówił dalej Paskal Lantier, — małżeństwo było możliwém pod tym tylko warunkiem, aby mój syn posiadał przynajmniéj w przyszłości, majątek równy majątkowi panny de Terrys... — Liczyłem na siostrę żony. — Udałem się do Romilly, aby wymódz na niéj urzędowne zapewnienie miljona dla siostrzeńca, którego zdaje się bardzo kochać...
— Lecz twoja siostra, — przerwał Leopold, — odpowiedziała na to wyraźną i stanowcza odmową... — Wiedząc, że ma córkę żyjącą chce dla niéj zachować majątek nienaruszony.
— Tak jest.
— Hrabia de Terrys jest więc skazany?
— Bez odwołania. — Skończy lada chwila... — Już nie żyłby od pięciu lat, gdyby nie podtrzymywał swego życia dziwném lekarstwem, którego lekarze fieznają...
— Cóż to za lekarstwo?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/373
Ta strona została przepisana.