— Już! — rzekł Paskal ze skrzywieniem. — Ależ summa, którą ci dałem.....
— Ulotniła się... — odpowiedział śmiejąc się Leopold. — Życie w hotelach jest drogie a ja sobie niczego nie odmawiam. — Zresztą jeżeli znajdujesz, że ja cię zbyt drogo kosztuję, to dajmy spokój i radź sobie bezemnie.....
Przedsiębiercy nie uśmiechała się ta perspektywa.
— Wiele chcesz? zapytał.
— Tyle wiele mi możesz dać.
Paskal wyjął z pularesu dwa bilety po tysiąc franków i podał je wspólnikowi, nie bez wydania ciężkiego westchnienia.
Ten ze swobodą włożył je do kieszeni i rzekł:
— No, to mam zapas na kilka dni... — Już późno... — Idę spać i tobie radzę uczynić to samo.
Paskal wstał z krzesła.
— Wyjadę jutro bardzo rano... — rzekł — czy nie masz jakiego zlecenia?
— Mam ci się jeszcze o coś zapytać... — odpowiedział Leopold.
— O co?
— Czy trzymasz konie?
— Trzymam... trzy...
— A powozy?