ci pozwoli udać się w podróż... — Czyż wobec téj przykréj zwłoki byłabyś tak okrutną abyś mi miała bronić udać się saméj do Paryża?...
— Będę tak okrutną, kochane dziecko, chociaż ty okrucieństwem nazywasz szacunek dla przysięgi i wykonanie obowiązku... Ty się zemną nie rozłączysz...
Renata uczyniła gest rozpaczy i poszła do swego pokoju, aby się swobodnie wypłakać.
Przez część dnia, biedne dziecię lubowało się w tém dobrowolném osamotnieniu.
Weszła tylko do pokoju Urszuli, aby wziąść próżną flaszkę od lekarstwa i przynieść ją z apteki napełnioną.
P. Sollier z przestrachem patrzała na wzrastające zmartwienie swojéj wychowanki. — Widziała w tém wskazówkę silnéj, upartéj woli i zapytywała się siebie czy nie powinnaby ustąpić naleganiom dziewczęcia, powierzyć jéj list napisany przez Roberta Vallerand do notaryusza z ulicy Piramid i pozwolić jéj udać się do Paryża.
Ale przypomniała sobie, że w dzień śmierci Robert mówiąc o swoim siostrzeńcu Paskalu Lantier rzekł: On nie wie o istnieniu Renaty i chce aby o niém nie wiedział... Boję się go...
Te wyrazy brzmiały w jéj uszach jak groźba... Widziała Renatę ściganą, otoczoną sidłami i niebezpieczeństwy, niezdolną do toczenia walki i nędznie w niéj ginącą.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/390
Ta strona została przepisana.