go, czy jego treść cię obchodzi i jeżeliby była jaka omyłka to mi go oddasz.....
— No! dobrze, rzekła.
Renata wsunęła list do kieszeni skłoniła się i wyszła.
— Nareszcie! szepnął Lantier.
— Sądziłem, że panienka nie da się uprosić! — zawołał gospodarz ze śmiechem.
— Prawda!... ten dzieciak jest trochę naiwny...
— Jeżeli nie jest bardzo przemądra...
— Doprawdy, to być może...
Po czem Leopold zdawał się zatapiać w swoim dzienniku, lecz zamiast czytać pomyślił:
— Teraz trzeba czekać na skutek mego pomysłu... — Na wędkę założona dobra przynęta... mała koniecznie musi się na nią złapać... Czy pojedzie, czy też nie pojedzie?... — w tem rzecz! — Przez cały dzień nie wyjdę z kawiarni... urządzę tu swoje obserwatoryum.
Renata poszła z receptą doktora do apteki, ale jéj pilno było powrócić.
Tajemniczy list, który miała w kieszeni nabawiał ją gorączki.
— Czy to nie omyłka? zapytywała sama siebie.Czy to być może ażeby kto do mnie pisał?... — Kto to pisze i co może pisać?... Dowiem się za chwilę... Czy trzeba powiedzieć pani Urszuli o odebraniu tego listu? Zdaje mi się, że nie... Wyrazy: do rak własnych wskazują, że adresantka, kimkolwiek by ona była, sama powinna znać jego treść... nic nie po-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/397
Ta strona została przepisana.