nieużyteczną... Muszę działać w Paryżu... — Wyjadę dziś wieczorem.
I zwracając mowę do gospodarza, rzekł głośno.
— Proszę przygotować mój rachunek.
— Czy pan wyjeżdżasz, panie Valta?
— Tak jest, mam w Gretz interes...
— Rachunek będzie za dziesięć minut.
Leopold udał się do swego pokoju zamknął walizę, zaspokoił rachunek, udał się na dworzec i wyjechał pociągiem odchodzącym o piątéj minut piętnaście, który do Paryża przybywał o ósméj wieczorem.
Temperatura szczególniej się podniosła od rana.
Po sybirskiem zimnie nastąpiło łagodne ciepło, topiące śnieg nagromadzony przy chodnikach i zmieniając ulice Paryża w obrzydliwe kałuże.
Na dworcu przy ulicy Metz Lantier wziął powóz i kazał stangretowi jechać; na ulicę Picpus.
∗
∗ ∗ |
Zapewne czytelnicy nie zapomnieli o odwiedzinach Paskala u swego syna Pawła, przed wyjazdem do Romilly.
Rozkazy przedsiębiorcy, wydane tonem imponującym i prawie groźnym, wywołały w duszy prawéj młodego człowieka silny. opór.
Ojciec i syn, wskutek téj rozmowy, rozstali się więcéj niż zimno.
Pomimo zawodu i niezadowolenia Paskala pozo-