mnie z proźbą o udzielanie ci lekcyj matematyki potrzebnéj w twoim zawodzie uczyniłeś mi przyjemność, bo lubię rzemieślników, którzy się kształcą i zgodziłem się z całego serca... — Zawsze będę szczęśliwym mogąc ci być użytecznym... wierz mi, bardzo szczęśliwym... — Dziś czysto osobiste kłopoty wypędziły z mojéj pamięci, że ten wieczór do ciebie należy... — Jednakże twoje przybycie sprawiło mi podwójną przyjemność, gdyż mam cię prosić o pewne objaśnienia... a potém zajmiemy się pracą...
— Jestem na pańskie rozkazy, panie Pawle.
— Najprzód więc siadaj.
Wiktor Beralle usiadł przed ogniem i czekał.
Pierwsze pytanie było:
— Czy zawsze jesteś z moim ojcem w dobrych, stosunkach?
— W jaknajlepszych, panie pawle. — Pan Lantier nic mi nie może zarzucić. — Nie powinienbym się chwalić, ale mogę powiedzieć, że znam się na swojém rzemiośle, że się rączéj spieszę, niż opóźniam z pracą, nie piję i nie trzymam z próżniakami i przy każdéj, sposobności bronię interesów, swego zwierzchnika; to też pan Paskal umnie mnie ocenić i dowodzi mi tego, zatrzymując mnie u siebie w tym czasie, gdy robota stanęła, a szczególnéj zatrzymując mego brata, który na nieszczęście ma słabą głowę i nie może się oprzeć pokusie...
Wiktor zatrzymał się.
— Wypicia niepotrzebnego kieliszka... — dokończył Paweł Lantier.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/417
Ta strona została przepisana.