obecne położenie mojego ojca nie było powodem jakichś przypuszczeń, jakichś rozpraw.....
— Mój Boże, — rzekł Wiktor, — to pewna, że pora zimowa nie napędza grosza do kieszeni pana Lantier, ale ten wpłynie, jeżeli nie teraz, to późniéj... — Dobrze powiadają, że p. Paskal teraz traci, ale nikt nie wątpi, że zobowiązaniom swoim będzie w stanie zadosyć u czynić....
— Czy jego przedsiębiorstw nie ganią?
— Ba! mówią, że ich ma wiele, ale że ma dużo sprytu, że rozumie — co to jest postęp, idzie równo z czasem i że zajdzie daleko.
— Jednakże roboty są wstrzymane.
— Od miesiąca w krytych warsztatach zajętą jest tylko trzecia część robotników...
— Ależ to wygląda na ruinę...
— To prawda, że straty są duże...
— I te nie straszą nikogo?
— Nie, panie Pawle, przynajmniej o tém nie słyszałem i mogę pana zapewnić, że przy mnie nikt się nie wynurzał ze swemi obawami.
— Nawet robotnicy?...
— Robotnicy, panie Pawle... — Między nimi są źli, są i dobrzy.. — Dobrzy zostali nie obawiając się niczego..... Co się tyczy złych, ci paplą po pijanemu, bo ich odprawiono, lecz pragnęliby tylko powrócić... dowód, że w głębi duszy mają zaufanie... — Ale to co mówię, panie Pawle, na honor Wiktora Beralle, jest prawdą!
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/419
Ta strona została przepisana.