— Nie, uspokój się... — Przez chwilę stan jéj wydawał się groźnym, lecz teraz niebezpieczeństwo, minęło i obecnie gotuje się do powrotu.
— Czyś miał od niej wiadomość?
— Jeździłem odwidzić ją w Romilly...
— Czemużem tego nie wiedział!... Byłbym ci towarzyszył mój ojcze....
— Nie mogłem cię uprzedzić, bo mój wyjazd został nagle postanowiony.
— I wspominałeś jéj o tém małżeństwie?
— Rozumie się, ale powtarzam, abyś się już tém nie niepokoił... — Dałeś mi do zrozumienia, wtedy gdyśmy rozprawiali o tym przedmiocie, że serce twoje zajęła inna miłość...
— Mój ojcze... — wyjąkał Paweł znowu się czerwieniąc.
— Nie żądam wyjaśnienia twojej tajemnicy — przerwał Paskal. — Jesteś człowiekiem poważnym i prawym.... Musisz kochać dziewczynę uczciwą... — Ja ci ufam i nie uważam abyś był zdolnym do skompromitowania swojéj przyszłości jakiem szaleństwem... — Nigdy nie będę się sprzeciwiał twojej skłonności... Przyjmę i ukocham jak córkę kobietę przez ciebie wybraną...
— O! mój ojcze... mój ojcze! — — zawołał młodzieniec głosem drzżącym i z oczyma pełnemi łez radości, — jakżeś dobry i jakże ci dziękuję! — Tak, ty mnie znasz dobrze... Kobieta, która będzie nosiła moje nazwisko będzie mnie godną..... godną ciebie..... przysięgam!
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/429
Ta strona została przepisana.