roztopionym śniegu, udał się pieszo do swego zacnego kuzyna Paskala.
Ten ostatni znajdował się sam w biurze.
Na odgłos dzwonka szarpniętego przez przychodnia poszedł otworzyć i zdawał się być zdziwionym ujrzawszy człowieka, którego twarz była ukryta pod ogromnym szalem dochodzącym do oczu.
— To ja... rzekł skromnie Leopold.
Przedsiębierca, poznając zaraz, nie twarz, lecz głos swego wspólnika, spiesznie go wpuścił, zamknął drzwi za nim i wprowadził go do gabinetu, który był świadkiem ich pierwszego spotkania.
— A więc? — zapytał go bez żadnego wstępu.
— A więc, — odpowiedział Leopold, sama moja tutaj obecność powinna cię przekonać, że wszystko idzie po mojéj myśli....List, który ci dałem do przesłania pocztą przybył do Maison-Rouge nazajutrz rano... i naturalnie wywarł skutek na który liczyłem...
— Ja nie wiem coś postanowił, — rzekł Paskal.
— Ba! czyś ty się nic a nic nie domyślił mego projektu?
— Domyśliłem się że zastawiasz potrzask, w który się ma złapać złodziejka dziedzictwa...
— Co prawda to nie pisałem do niéj o pogodzie i o śniegu!...
— Wytłómacz mi...
— List, o którym mowa, zawierał co następuje:
I Leopold powtórzył z pamięci słowo w słowo treść znanego nam listu.
— Cóż ó tem myślisz? — zapytał następnie.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/446
Ta strona została przepisana.