Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/448

Ta strona została przepisana.

— O północy? — powtarzał Paskal, który utracił oddech?
— Trafi jéj się mały wypadek.
— Jaki?
— Wpadnie do Sekwany, i naturalnie, w niéj utonie.

XX.

Paskal siedział przerażony w obec złowieszczego spokoju swego towarzysza.
— I ty liczysz na moją pomoc do wykonania tego strasznego czynu? — zapytał ponuro po upływie kilku sekund.
Przedsiębierca uczynił giest przerażenia i ukrył twarz w dłoniach.
— Widzę po twojéj minie, że to niebyłoby ci na rękę, — mówił zbieg daléj. — Jesteś delikatny i czuły... wołałbyś zagarnąć milioniki nie przykładając ręki... — mój Boże, naturalnie... to rzecz przyzwyczajenia... przerobić się trudno a ty masz zajęczę serce... — No! dobrze, uspokój się, ja cię nie użyję... — Mam ja kogoś pod ręką, który się prosi o robotę, możesz być tego pewny... — Zobaczę się z nim i za tysiączek będzie wierny jak pies, a niemy jak ryba.
— Ale Urszula?... Urszula? — rzekł Paskal.
— Jużem ci to tem wyjaśnił... — Mając małą, mieć będziemy i starą... Jestto następstwo mojéj kombinacyi... — Chociaż gospodyni jest chora na nogę,