Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/453

Ta strona została przepisana.

Słabe światło dosyć odległych latarni posępnie odbijało się w kałużach wódy. — Ponura część miasta wydawała się pustą.
Paskal z towarzyszem szli obok siebie, nie mówiąc do siebie ani słowa i kierowali się w stronę dawnego bulwaru Reuilly.
Wkrótce stanęli na rogu ulicy.
— Tędy... rzekł przedsiębierca wyprzedzając Leopolda w ulicę, którą roztopiony śnieg zmieniał w prawdziwą kałużę.
Postąpiwszy około piędziesięciu kroków, Paskal zatrzymał się przed ciężką bramą.
Leopold uczynił toż samo.
— Czy to tu? — zapytał przewodnika.
— Tak..... odpowiedział ten ostatni.
I wydobywszy z kieszeni pęk kluczy, w które się zaopatrzył wybrał jeden, poszukał dziurki w zamku furtki urządzonéj w jednéj połowie wrzeciądzów bramowych i otworzył.
— Wejdź... rzekł.
Leopold nie dał sobie dwa razy powtarzać, przestąpił próg i ujrzał się na dziedzińcu pełnym śniegu.
— Tu ciemniej jak na dnie studni! — pomruknął.
Paskal odpowiedział.
— Czy masz zapałki?
— Mam..... i to nie z fabryk rządowych. Cała ich zaleta... — Zapalają się odrazu!
— Pawilon stoi na prawo... — stajnia i wozownia na lewo.