W chwili, gdy dochodził do przedmieścia Ś. Antoniego, ujrzał jadącą powoli dorożkę.
— Hej! dorożkarz, — zawołał, — wolny jesteś?
— Niech pan siada... na kursa czy na godzinę?
— Na godzinę!
— Gdzie mam jechać?
— Na róg ulicy Galandei Fouarre!
Leopold wsiadł do powozu.
Woźnica popędził konia i fiakr potoczył się ku ulicy Galande.
Może nazwisko téj ulicy, wymówione przez byłego więźnia, obudziło w umyśle czytelnika jakie wspomnienie.
Jeżeli pamięć go zawodzi, to przypominamy mu, w jakich okolicznościach nazwisk o to dało się słyszeć w toku niniejszego opowiadania.
W więzieniu w Troyes Leopold Lantier, chcąc skłonić Jarrelonge’a do sprzedania mu, za umiarkowaną cenę igielnika z piłką, którą zamyślał przepiłować kraty swojej celi i uciec, przyrzekł recydywiście, że mu w Paryżu da robotę.
Wiadomo co nędznicy tego rodzaju rozumieją przez ten wyraz: robota.
Po dobiciu targu Jarrelonge rzekł do Lantiera:
— Wyjdę we wtorek o ósméj... We środę będę w Paryżu na ulicy Galande, u ojca Berluron... gdzie schadzka gałganiarzy...
Po ucieczce, podczas badań i poszukiwań, Jarrelonge pełen zaufania w dane słowo, ani pisnął o tém co wiedział.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/457
Ta strona została przepisana.