Zatem uwolniony więzień musiał pozostać w sali.
Kazał podać butelkę wina z pieczątką, dwie szklanki, zapalił fajkę i czekał.
W miarę upływu czasu powiększała się jego gorączkowa niecierpliwość — pilno mu było ujrzeć przybycie człowieka, który jak czuł, był wyższej od niego natury i w którego obietnicę wierzył nieprzeparcie.
Z uderzeniem dziesiątéj, niecierpliwość jego zmieniła się w niepokój.
— Dla czegóż zbieg z Troyes dawał tak długo czekać na siebie?
O kwadrans na jedenastą po niepokoju nastąpiło zwątpienie. — Jarrelonge zadał sobie pytanie, czy Lantier nie dawał obietnicy z mocném postanowieniem niedotrzymania?
Czas ciągle upływał.
Wybiło wpół, następnie skazówka zegara zbliżała się ku jedenastej z zadziwiającą szybkością.
— Do pioruna! to mnie złapał! — szepnął uwolniony więzień nalewając sobie resztę wina do szklanki. — Ten drab każę mi czekać! — Zadrwił sobie zemnie! A ja jeszcze kazałem podać flaszkę zapieczętowanego, myśląc, że on za nią zapłaci! To nie są żarty!
Z pewnym, rodzajem wściekłości wypił wino, i utkwiwszy wzrok w drzwi wchodowe, na nowo zaczął wyglądać.
Stoły się opróżniały.
Gabinety powoli opustoszały; rozmowy stały się
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/460
Ta strona została przepisana.