szek, raki bordoskie, coś słodkiego, deser, likiery i cygar.
Jarrelonge usłyszawszy wyliczenie tych wykwintnych potraw, które po większej części znał. tylko z nazwiska, cały promieniał.
Jego małe oczy błyszczały radością smakosza — coraz więcej się oblizywał.
— Jakie panowie pić będą wina?
— Przy ostrygach Chablis pierwszego gatunku, Beaune przy dalszych potrawach, a przy deserze szampańskie.. — Podawaj prędko.
— Ostrygi będą za pięć minut otwarte.
— Tymczasem daj nam madery...
— Natychmiast.
Garson wyszedł.
— Co za kolącya, kolego! co za kolacya!... rzekł Jarrelonge. — Czy my to wszystko zmożemy?...
— Do licha! — Ja tak zawsze, kiedy częstuję przyjaciela.. — Jak że ci się to wydaje?...
— To marzenie! — Tylko....!
— Tylko co?
— Czyby nie można dostać sosu szczypiorkowego do ostryg?... To moja słabość!
— Z największą łatwością... — każę zrobić...
Garson wrócił przynosząc maderę.
Leopold kazał przygotować sos szczypiorkowy — słabość Jarrelonge’a...
Dwaj przyjaciele znowu zostali sami.
— No! — rzekł uwolniony więzień, — co nowego od czasu jakeś ztamtąd wyszedł bez pożegnania?...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/464
Ta strona została przepisana.