— Tak jest.
— Czy porwanie o którem mowa i dalsza robota będą zapłacone?
— Naturalnie....
— Ale to nie są żarty... — Usunięcie kobiety, to rzecz ważna! — Chociażbym tylko powoził, zawsze ja będę wspólnikiem, a ty wiesz, że takie drobnostki mogą nas zaprowadzić na plac Roquette...
— Czy się boisz?
— Nigdy w życiu! — ale radbym wiedzieć wiele mi ten pierwszy interes przyniesie...
— Ładny banknocik na tysiąc — odpowiedział Leopold.
— Bilet na tysiąc!... powtórzył Jąrrelonge, zrobiwszy wielkie oczy.
— Nie licząc dziesięciu lujdorów, które ci dam, abyś się jutro przyzwoicie ustroił.
— Kiedyż je dostanę.
— Dziesięć lujdorów nim ztąd wyjdziemy.... Tysiąc franków zaraz po interesie, to jest jutro wieczorem.
— I będę miał u ciebie mieszkanie z opałem, światłem, praniem i stołem?..
— Tak jest.....
Jarrelonge zatarł ręce.
— Brawo! — zawołał, — zgadzam się na wszystko.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/469
Ta strona została przepisana.