Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/470

Ta strona została przepisana.
XXIII.

Leopold położył prawą rękę na ramieniu swego przyszłego wspólnika i rzekł patrząc nań w uwagą:
— Od téj chwili obdarzani cię swojem całkowtem zaufaniem.
— To bardzo ładnie z twojej strony i jestem ci wdzięczny... — przerwał uwolniony więzień.
— Ale, — mówił Lantier głucho, — pamiętaj sobie chłopcze, że jeżelibyś zaufanie to zdradził nieroztropném słowem lub zamiarem, zabiłbym cię bez litości, bez miłosierdzia, jak psa!
To mówiąc były więzień miał w oczach tak straszny wyraz, że Jarrelonge drżący, czuł jak ostrze noża przeszywa mu piersi.
Lantier mówił daléj.
— Będziesz w moich rękach posłuszném narzędziem, gotowém do posłuszeństwa bez rozpraw i namysłu, jakiekolwiek byłyby moje rozkazy.
— Dobrze, dobrze... sto razy dobrze... — wyjąkał nędznik; — ale nie patrz tak na mnie, popsułbyś mi trawienie, czego byłaby szkoda.
— Przysięgasz mi wierność?
— To jest, co się tyczy wierności, to będę, jak pies....
— Pieniędzy ci nie zabraknie..... Będziesz sobie mógł ładny grosz odłożyć na sweje stare lata.....
— Błogosławić cię będę jak ojca, ale kaź dać