glądający na handlarza koni, z biczem w ręku, zaczerwienioną twarzą, w kapeluszu okrągłym nasuniętym na oczy, w ogromnym na szyi szalu, w kurtce pod nową bluzą i w długich, butach z podkówkami, dzwonił do drzwi przedsiębiorcy przy ulicy Pichus.
Wpuszczono go i Paskal zapytał czegoby żądał.
— No! — rzekł nowoprzybyły z silnym akcentem normandzkim, — czy tu do sprzedania wózek i szkapa?
Po tem ciszej i tym razem naturalnym głosem dodał:
— Czyś się mnie dzisiaj nie spodziewał?
Paskal poznał Valtę.
— Co za talent do zmieniania postaci! — pomyślał. — Prawie się boję tego człowieka...
I udał się ku stajni.
Kilka minut wystarczyły dla Leopolda do obejrzenia powozu i konia... — Umówiono się zaraz o cenę w obecności stangreta i naturalnie sprzedający i kupujący przyszli do zgody.
— Rozumie się, płacę gotówką... — dodał fałszywy handlarz po umówieniu się o cenę.
— Kaź pan zaprządz, jeśli łaska, a tymczasem zapłacę panu i wezmę pokwitowanie.
Paskal wydał rozkaz i powrócił z Leopoldem do swego gabinetu, którego drzwi starannie za sobą zamknął.
— I to stanowczo na dzisiaj?... — zapytał.
— Stanowczo... — Jutro rano przyjdę ci zdać sprawę z użycia dzisiejszego wieczora.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/472
Ta strona została przepisana.