Córka Małgorzaty, przyjęła posiłek wieczorny jak zwykle obok pani Sollier, która nie mogąc podejrzywać co się działo w duszy jej młodej towarzyszki, przypisała jej spokojne i zrezygnowane zachowanie się, powrotowi zaufania i uległości, z którego się cieszyła z całej duszy.
Prawie zaraz po obiedzie Renata, zmawiając na trochę znużenia, pożegnała się z panią Sollier, wróciła do swego pokoju i jeszcze raz odczytała list, który ją tak głęboko zmięszał, tak mocno zajął.
Odczytując go, tak samo jak i przedtem, nic w nim nie znajdowała podejrzanego i mogącego wzbudzić nieufność, ale szczególne wzruszenie ogarnęli jej umysł zajęty tysiącznemi myślami.
Zapytywała się siebie bez przerwy, jaki powód mógł kierować obłudnego opiekuna, że dręczył jej matkę, że otoczył ją samą nieprzeniknioną tajemnicą.
Pole do przypuszczeń było obszerne. — Wyobraźnia Renaty przebiegała je we wszystkich kierunkach, lecz nie znajdowała rozwiązania zadawanej sobie zagadki...
Wtedy całkowicie się oddawała czarnym rozmyślaniom.
Przypominała sobie złowrogi sen, jaki miała na pensyi.
Ujrzała znowu owego człowieka, Roberta, leżącego w trumnie, znowu ujrzała kobietę w żałobie przy nim klęczącą.
Słyszała, jak umarły otwarłszy usta wołał:
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/479
Ta strona została przepisana.