Twarz Renaty, bledsza niż zwykle, nosiła niezaprzeczone ślady długiej bezsenności.
Urszula to spostrzegła, ale nie śmiała badać swojej wychowanki i aż do zwykłej wizyty lekarza rozmowa pomiędzy dwiema kobietami nie wychodziła z obrębu rzeczy potocznych.
Odwiązawszy bandaże, doktór, oświadczył, że kuracya robi szybkie postępy, lecz z tem wszystkiem jeszcze przez kilka dni najzupełniejszy spoczynek jest potrzebny.
Nadeszła pora śniadania.
Córka Małgorzata opanowana zajęciem, którego wiemy przyczynę, nie miała apetytu.
Czatowała na chwilę rozpoczęcia rozmowy stanowczej z panią Sollier i zawsze gdy się nastręczała pomyślna chwila, wahanie silniejsze niż wola, zatrzymywała jej wyrazy na ustach.
Zwolna ten stan przymusu i nieusposobienia stał się tak widocznym, że Urszula zaniepokojona zapytała:
— Co tobie drogie dziecię? czyś cierpiąca?
Tym razem Renata się nie wahała.
Tak jest — odpowiedziała — cierpię, a pani wiesz o tem, będąc przyczyną mego cierpienia...
Urszula poczuła ściśnienie serca.
Czyż będziesz mi jeszcze wyrzucała — rzekła, — wypadek który nas tutaj wstrzymuje i objawiała życzenie odjechania bezemnie do Paryża.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/481
Ta strona została przepisana.