— Renato!... Renato!... — zawołała pani Sollier — wydana na pastwę prawdziwego obłędu; — ty tego nie myślisz uczynić!...
— Uczynię to, jeżeli dłużej kryć będziesz przedemną nazwisko ojca.
— Przysięgam ci, że nie wiem...
— Uczynię to — zawołało dziewczę gwałtownie — jeżeli mi nie powiesz kto była moja matka... jeżeli mnie powiesz, dla czego mnie w kołysce wyrwano z jej objęć, dla czego jej narzucono długie dziewiętnastoletnie męczeństwo, nareszcie dla czego mnie pozbawiono nazwiska?
Pani Sollier słuchała z osłupieniem, a każdy wyraz powiększał jej przestrach. — Co Renata wiedziała?... — I od kogo wiedziała?
Ta ostatnia mówiła dalej z błyszczącem okiem, z gorączkowemi ruchami.
— Jakto, ty coś mnie wychowała, patrzała jak rosnę, ty nie znasz mojej rodziny? Ależ to żarty i chyba mnie uważasz za bardzo ograniczoną, za umysł bardzo słaby, jeżeli myślisz że ci uwierzę!... — Czemże był dla mnie ów Robert niedawno zmarły i co kryły jego mniemane dobrodziejstwa? — Zdaje mi się, że odgaduję w nim człowieka okrutnego, narzucającego mojej matce męczarnię, że mnie daremnie wzywała!... Czy się mylę?
Powiernica deputowanego z Romilly wznosiła ku niebu drżące ręce.
— Mój Boże!... — wyjąkała. — Mój Boże.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/484
Ta strona została przepisana.