Czy to nie fatalność mieszała się w jej sprawy i czyniła niemożebnem dokonanie jej zadania?
Gdyby nie to, nie w porę przy trafione stłuczenie nogi, gdyby nic nie opóźniło przyjazdu do Paryża i odwiedzin u notaryusza z ulicy Piramid, Renata nie powzięłaby wątpliwości ani podejrzeń.
Może, opuszczając bezzwłocznie Maison-Rouge, jeszcze był czas nakazania milczenia tym wątpliwościom, rozproszenia tych podejrzeń.
Ale — jak doktór zapowiedział — niebezpieczeństwo było groźne.
Najmniejsza nieostrożność mogłaby uczynić niezbędną amputacyę chorej nogi.
— I cóż mnie obchodzi moje zdrowie? co mnie obchodzi życie? — rzekła nagle prawie głośno biedna zapoznana kobieta, — ja nie chcę, aby Renata przeklinała pamięć swojego ojca!...
I odrzucając szybko kołdrę, usiadła na brzegu łóżka, a potem usiłowała stanąć na nogach.
Lecz dotknąwszy chorą nogą podłogi, wydała głuchy wy krzyk, natychmiast stłumiony, i uchwyciła się obydwiema rękami za firanki, aby nie upaść.
Stała tak przez chwil kilka w nadziei, że straszliwy ból, który czuła, przeminie.
W istocie, niedługo nastąpiło odrętwienie.